Toruńskie archiwalia (jesień 2010 r,)

KIHAM TORUŃSKI I STARANIA ŚRODOWISKA O UTRWALENIE JEGO HISTORII

Harcmistrz Jacek Podolski


Szanowne Druhny, Szanowni Druhowie, Drodzy Państwo!

... Kiedy druh przewodniczący Michał Butkiewicz poprosił mnie o opowiedzenie o naszych toruńskich lokalnych staraniach o zachowanie historii, moim pierwszym pytaniem było, dlaczego my? Czy nie ma lepszych w Polsce, którzy więcej zrobili, którzy więcej znaczyli w tamtym okresie? Dlaczego właśnie Toruń? Dlaczego właśnie my? Uświadommy sobie, że w skali Polski byliśmy środowiskiem maleńkim. Przecież to nie była Warszawa, przecież to nie był Kraków, przecież to nie było Trójmiasto czy Poznań, to było jedno z małych środowisk. Warto podkreślić, bo to dość ważna rzecz, że żaden z instruktorów naszego środowiska nie miał, żadna z instruktorek nie miała w momencie, kiedy przyszedł czas KIHAM, więcej niż osiemnaście, dziewiętnaście lat. Wśród nas nie było jeszcze nawet studentów. Byliśmy uczniami szkół średnich. Uświadommy sobie, że było to środowisko, w którym tradycja harcerska, czyli ciągłość pewnych drużyn czy środowisk, nie sięgała więcej niż kilku lat, kilku a nie kilkunastu. Drużyny, które dochodziły do lat sześciu, w tym środowisku były już drużynami starymi.

W związku z tym zadawałem sobie pytanie, co takiego my możemy powiedzieć, co takiego ja mogę powiedzieć w imieniu naszego środowiska, co miało znaczenie dla KIHAM. Kiedy zadałem sobie te wszystkie pytania, to uświadomiłem sobie, że Toruń jest przykładem małego środowiska, których to środowisk w czasach KIHAM było mnóstwo i które tak naprawdę stanowiły o istocie KIHAM w tym znaczeniu, że udało się stworzyć ruch ogólnopolski. Cztery wielkie lokomotywy, jak myśmy nazywali, czyli Warszawa, Kraków, Trójmiasto i Poznań, potrafiły pociągnąć za sobą szereg małych środowisk harcerskich i te środowiska harcerskie potem były obecne w tych wszystkich wydarzeniach, które dzisiaj już tutaj oglądaliśmy.

Trzeba sobie uświadomić, że myśmy wtedy, mając lat kilkanaście – dziewiętnaście, osiemnaście, siedemnaście i mniej – byli środowiskiem, które tak naprawdę nie mogło nic wnieść. Przy takiej mizernej lokalnej tradycji, byliśmy jednym z tych wielu środowisk, które czerpały, które brały. To był etap KIHAM i pokihamowski w stanie wojennym, kiedy myśmy, jako małe lokalne środowisko, po prostu się uczyli. Uczyliśmy się od dużych, uczyliśmy się od tych, którzy mieli tej tradycji lat kilkadziesiąt, czasami sięgając wprost, tak jak najstarsze drużyny początków II Rzeczypospolitej. Toruń w tym znaczeniu jest środowiskiem pokazowym dla wszystkich środowisk, które tworzyły KIHAM lokalnie rozproszony po całej Polsce.
Mam opowiadać głównie o staraniach naszego środowiska o zachowanie historii. Chciałbym tu od razu skorygować temat, bo tak szeroko nie chciałbym mówić.

Opowiem o historii, która zdarzyła się mojemu macierzystemu środowisku. Moje macierzyste środowisko to "Czarna trzynastka" toruńska, nazywana formalnie Trzynasta Toruńską Drużyną Harcerzy. Środowisko, które powstało w roku 1980, właśnie w tych kilkunastu miesiącach wolnej Polski, środowisko, które od początku uczyło się harcerstwa, jeżdżąc, podglądając a to Kraków, a to Warszawę, a to Trójmiasto, to środowisko było jednym z wiodących środowisk całego środowiska KIHAM w Toruniu, stąd o nim chce opowiedzieć. Właściwie na nasze lokalne poszukiwania możliwości zamknięcia tej historii złożyły się dwa wydarzenia trochę od siebie niezależne, ale wzajemnie się uzupełniające.

Jedno wydarzenie było prozaiczne. Jedna z naszych instruktorek, która przechowywała tak zwaną skrzynię, czyli główny zbiór materiałów po naszym środowisku, w pewnym momencie powiedziała, że ona chętnie już by się tego pozbyła, bo ma trochę za mało miejsca w domu. Powód był być może nieco niepoważny, za to bardzo praktyczny, bo wymusił na nas, żeby coś z tym zrobić, bo nie chcieliśmy tego wyrzucać. Na to wydarzenie nałożyło się inne, które za chwilę spróbuje przedstawić.

Jeden z toruńskich instruktorów Pan Wojciech Polak, w roku 2001, 2002 przystąpił do pisania pracy Czas ludzi niepokornych. Ten historyk jest z Olsztyna, ale pracuje w Instytucie Politologii i studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i na toruńskim uniwersytecie przygotowywał te prace. Czas ludzi niepokornych jest poświęcony przede wszystkim Niezależnemu Samorządnemu Związkowi Zawodowemu "Solidarność" w regionie toruńskim, o tym jest główna cześć pracy. Jak na rzetelnego historyka przystało, Wojciech Polak zaczął szukać wzmianek także o wszystkich organizacjach, które jakoś współuczestniczyły w latach osiemdziesiątych i towarzyszyły ruchowi Solidarności, zwłaszcza w działaniach stanu wojennego. Rzetelnie podchodząc do tematu, próbował wydobyć od nas materiały o naszej działalności. W ten sposób zrodził się jeden z rozdziałów tej książki, który jest zatytułowany Niezależny Ruch Harcerski w Toruniu w latach osiemdziesiątych i tak znaleźliśmy się po raz pierwszy w pracy naukowej, w doktoracie, obronionym później w roku 2003 na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.

To były początki, ponieważ dały nam inspirację, jako środowisku do tego, żeby pomyśleć o tym, że z tymi rozproszonymi materiałami, które mamy w swoich domach – różnymi fotografiami, książkami, dokumentami, kronikami – warto zrobić cos więcej, warto do nich podejść w sposób systematyczny, uporządkowany. Oczywiście my, jako środowisko dosłownie kilku, dziewięciu instruktorek i instruktorów zaczęliśmy zbierać się początkowo, co kilka miesięcy, potem był okres, że co miesiąc, nad tak zwana skrzynią, czyli nad materiałami archiwalnymi, żeby je przeglądać, uporządkować, przygotować do przekazania jakiejś instytucji – wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy do końca, komu, w sposób uporządkowany przez nas. Muszę wam powiedzieć tak osobiście, że te spotkania ciągle się odbywają i odbywały się przez szereg lat. Takie spotkanie odbyło się na przykład wczoraj. To jest już siedem czy osiem lat tych spotkań, które odbywają się, co kilka miesięcy. Wyciągając dokument po dokumencie, kronika po kronice, próbowaliśmy to uporządkować, ale nic z tego nie wyszło. Nic z tego nie wyszło z tego prostego powodu, że każda fotografia, każdy dokument, każdy znaczek w kronice to natychmiast ogrom wspomnień. My tym żyliśmy, te materiały po dwudziestu kilku latach obudziły stare wspomnienia. "A pamiętasz, a pamiętasz, a pamiętasz?" "Nie, to nie tak było, nie tak było". To były wspaniałe emocjonalne spotkania, ale dla dorobku naukowego niewiele z nich wynikało.

Po krótkim czasie, po kilku spotkaniach już się zorientowaliśmy, że sami nie damy sobie z tym rady, że tego nie uporządkujemy, że dla nas to jest materiał zbyt emocjonalny i trzeba oddać to w zewnętrzne ręce, ludzi, którzy są życzliwi, ale którzy nie siedzieli w środku. Tak pod kierunkiem pana profesora Wojciecha Polaka jedna z jego magistrantek napisała prace o naszym środowisku. W ten sposób w 2005 czy 2006 roku doczekaliśmy się pierwszej pracy magisterskiej na ten temat. Praca była średnia. Sam promotor ocenił ją na cztery plus, ale nie to jest istotne. Istotne jest to, że powstała pierwsza próba zewnętrznego opisania, pierwsza próba przejrzenia tych materiałów. Dziewczyna, która to zrobiła, przeprowadziła z nami, z częścią z nas, szereg wywiadów, szereg rozmów, które potem tej swojej pracy opisała. Uzupełniała nasze materiały, posługiwała się fotografiami. To był zaczątek. Ta rozprawa raczej rozpoczęła niż skończyła naszą pracę nad uporządkowanie materiałów. Później myśmy nadal się spotykali i nadal była to dla nas świetna zabawa. Spotkaliśmy się czasami po dziesięciu, po piętnastu latach, bo przecież niektórzy z nas wyjechali z rodzinnego miasta na stałe albo na dłużej. Były to okazje do kolejnych spotkań, wspomnień. Pomyśleliśmy, żeby te materiały oddać komuś, kto jest bliżej związany z bibliotekoznawstwem, z archiwizacją, ma takie zawodowe przygotowanie. Udało nam się znaleźć harcerkę drugiego już pokolenia, dla której w rozumieniu harcerskim byliśmy dziadkami albo pradziadkami. Daliśmy tej dziewczynie swoje materiały. Ona, pisząc prace licencjacką, dość rzetelnie – myślę, że z lepszym efektem niż ta pierwsza dziewczyna – próbowała zebrać i opisać ten materiał archiwalny, który mamy...

...Wracając do głównego wywodu, została napisana praca licencjacka na podstawie naszych materiałów. Ta praca bardzo te materiały uporządkowała. Powstał wykaz tych materiałów zrobiony w sposób profesjonalny. Zaczęliśmy się zastanawiać, co z tym zrobić. Przede wszystkim doszliśmy do wniosku, że jako małe lokalne środowisko nie mieliśmy istotnego znaczenia dla rozwoju Niezależnego ruchu Harcerskiego w Polsce. Taka jest prawda i trzeba to szczerze powiedzieć. To myśmy bardziej czerpali w tamtym czasie. To, czym nasiąknęliśmy w czasach KIHAM, owocowało naszą służbą społeczną i zawodowa później, na początku ZHR i później w latach dziewięćdziesiątych i w latach dwutysięcznych.

Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy przede wszystkim środowiskiem lokalnym, a w związku z tym nasze materiały powinny zostać gdzieś na miejscu, w środowisku lokalnym...

...Chciałbym Państwu życzyć wszystkiego dobrego i i prosić, zachęcać szczególnie te małe środowiska, żebyście poszli podobna drogą, żeby wasze materiały nie uległy rozproszeniu, żeby dostały się w ręce ludzi i instytucji, którzy zapewnia ich trwałość. Myślimy, że uniwersyteckie biblioteki są takimi miejscami. Dziękuję serdecznie z uwagę...




Środowisko toruńskie nadal poszukuje instytucji chętnej do przejęcia archiwum...