Rozmowa z dyrektorką Muzeum Harcerstwa w Warszawie (2013-08-19)

Historia losem ludzi pisana

O najdziwniejszych losach harcerskich pamiątek, harcerzach wśród skazanych i sprawdzonych sposobach na zdobycie wielkich pieniędzy w krótkim czasie opowiada dh Katarzyna Traczyk, dyrektorka Muzeum Harcerstwa w Warszawie

 

Czy Muzeum Harcerstwa jest potrzebne?
Oczywiście, że tak. Nasi poprzednicy już w 1916 r. rozumieli taką potrzebę i wyrazili to w oficjalnym piśmie GK ZHP Nr 1/28 „...Już piąty rok dobiega od czasu, gdy organizacja harcerska rozwija się na ziemiach polskich... pracy tej widoczne owoce chcielibyśmy widzieć zorganizowane razem, dostępne dla wszystkich tych, którzy pracują w skautingu lub interesują się nim. Chcemy stworzyć muzeum harcerskie, które przyczyniłoby się do rozszerzenia wiadomości o harcerstwie..." Muzeum Harcerstwa jak każda placówka muzealna powinna się realizować w kilku obszarach. Po to są muzea, żeby chronić dowody działalności człowieka z przeszłości i przechowywać je dla następnych pokoleń. To jest pierwszy obszar. Drugi to udostępnianie i eksponowanie posiadanych zbiorów oraz promowanie dorobku przeszłości. Te dwa podstawowe obszary działania muzeów uzupełnia trzeci tj. prowadzenie działalności edukacyjnej. Muzeum Harcerstwa, jak każde muzeum zarówno w Polsce i na świecie szczególnie ceni prowadzenie działalności edukacyjnej. Zaczynając tworzyć muzeum przyjęliśmy zasadę, że budujemy źródło wiedzy o harcerstwie, z którego każdy naukowiec może czerpać dowolnie, według własnego uznania, bez żadnych ograniczeń. Cieszy nas, że wiele placówek naukowych korzysta z tego źródła, są wśród nich zarówno wychowawcy harcerscy, jak i historycy. Między nimi są także dh Staszek Czopowicz i dh Marek Frąckowiak.

 

Komu jest potrzebne to muzeum?
Istnienie wewnątrz ruchu harcerskiego placówki muzealnej jest istotnym krokiem w dostępności dla nas, wychowawców harcerskich jego dorobku, w tym dostępu m. in. do zbiorów innych instytucji. W muzeach państwowych czy samorządowych znajdują się różne pamiątki harcerskie, ale nie są one podstawową treścią zbiorów i prezentowanych ekspozycji. Są wykorzystywane tylko okazjonalnie. Wypożyczenie ich do ekspozycji możliwe jest tylko w wypadku gdy zwróci się o to inne muzeum. Powstanie Muzeum Harcerstwa dało szansę na pokazanie ich szerszemu gronu odbiorców. Gdy w 2007 roku Muzeum Harcerstwa organizowało w salach Muzeum Narodowego w Kielcach wystawę z okazji 100-lecia skautingu pn. Harcerskie Dekady, mogliśmy na niej pokazać, oprócz własnych zbiorów, pamiątki harcerskie wypożyczone z 27 polskich muzeów. Niektóre z nich nie opuszczały magazynów muzealnych przez 40 lat, choć były tam bezpieczne i dobrze przechowywane. Jako przykład podam medal Andrzeja Małkowskiego, który otrzymał go od Baden – Powella w Birmingham w 1913 roku. Przechowywany jest w zbiorach Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, ale przez wiele lat nie był eksponowany, bo nie było ku temu okazji.

 

Skoro mowa o Krakowie, co Druhna sądzi o pomyśle powołania tam Muzeum Ruchu Harcerskiego?
Powiem to, co powtarzam od lat i co każdy muzealnik potwierdzi; ruch harcerski po raz pierwszy budując własną placówkę muzealną może brać pełną odpowiedzialność za swoją spuściznę, a od tej odpowiedzialności nikt nas nie zwolni, ani nie powinniśmy się zwalniać także my sami. Tym bardziej, że pamiątki oddane do innej placówki muzealnej, takiej jak w przypadku projektu krakowskiego czyli muzeum samorządowego, stają się własnością samorządu. Z tych zbiorów korzystali będą harcerze tylko dotąd – i mówię to na przykładzie konkretnych z doświadczeń – dopóki lobbing harcerski będzie miał na to wpływ. Natomiast jeżeli zmieni się polityka samorządowców i zostaną przyjęte inne priorytety wydatkowania środków z budżetu muzeum harcerskie przestanie dostawać pieniądze i wtedy my, harcerze, nie mówię o jednej organizacji ale o wszystkich, przestaniemy mieć wpływ na wykorzystanie swoich własnych pamiątek. A wykorzystujemy te pamiątki nie tylko do prezentacji dorobku, ale także do codziennej pracy wychowawczej, do badań naukowych. Warto także pamiętać, że powołanie nowej placówki muzealnej nie jest dziś wielkim problemem; o wiele większym jest jej utrzymanie i finansowanie rok po roku.

 

Czy Wasza instytucja zabiera głos w sprawach bieżących, takich jak choćby głośna dyskusja, która przetoczyła się przez media w związku z przedstawieniem historii Szarych Szeregów z punktu widzenia środowisk oenderowskich?
Zajęliśmy w tej sprawie stanowisko, jest ono dostępne na naszej stronie internetowej. Osobiście uważam, że autorów takich dywagacji należy szybko skazywać na zapomnienie. Każde podejmowanie z nim dyskusji daje im rację bytu, a w moim przekonaniu nie zasługują na to. Szkoda, że choć dzisiaj robimy wiele dobrego w harcerstwie, mówię tu o wszystkich organizacjach harcerskich, nie mamy tak mało szans przebicia się z tym na łamy mediów.

 

Dlaczego tak jest?
Bo to nie jest interesujące, to się nie „sprzeda”. Sprzeda się skandal czy przekręt. Wykonując naprawdę ogromną pracę, jaką dzisiejsze harcerstwo wykonuje dla wychowania młodego człowieka, w tym dla dzieci których rodzice nie mają pieniędzy, żeby im zafundować drogie zajęcia pozalekcyjne czy wakacje – my, w szarych i zielonych mundurach, jesteśmy przy tych dzieciach, ale jesteśmy „niewidzialni”. Mamy przy tym pełną świadomość, że wykonujemy swoją służbę nie dla splendorów ani dla chwały, tylko dla pożytku innych ludzi.

 

Robiąc coś dla innych dzieci często kosztem własnych dzieci?
Niestety czasem to nam się przytrafia. Ja nigdy nie zapomnę moich dzieci, z którymi pojechałam po raz pierwszy na obóz, jedno miało półtora roku, drugie trzy. Dotarliśmy do obozowiska, padał deszcz. Włożyliśmy dzieci do ns–u, zasznurowaliśmy przykazując im, że mama z tatą muszą najpierw pomóc tym dzieciom, które nie mają tu rodziców. Rzeczywiście masz rację, dzieci harcerskie często są najbardziej pokrzywdzone. Wracając zaś do sprawy mediów; nas wychowano w przeświadczeniu, że mamy przede wszystkim pełnić służbę, być pomocnym bliźnim i na tym się skupiamy. Ta cała historia z Kamieniami na szaniec zmusiła środowiska harcerskie do zabrania głosu, bo być może przez to, że właśnie tak się zachowujemy, pełnimy służbę nie oglądając się na nic, czy nas ktoś pochwali, doceni – najczęściej nie, być może na tyle staliśmy się niewidzialni, że ktoś odważył się spróbować pozbawić nas tego, co jest dla nas tak cenne; naszego dziedzictwa. Dla mnie najbardziej nieuczciwe w tym wszystkim było wyrwanie tamtej historii z kontekstu czasów, w których się działa. Takie zjawisko wykorzystywania etosu harcerskiego do swoich celów zauważyliśmy już półtora roku temu. To się pojawiło po raz pierwszy, kiedy zaczęto wykorzystywać nazwisko Janka Bytnara jako rzekomego ONR–owca.

 

Wykorzystywanie historii do doraźnych celów politycznych chyba się ciągle nie skończyło?
Ani nie zaczęło dziś. Myślę, że historia jest nauką, która prowokuje do takiego jej traktowania i nie chodzi tu tylko o historię harcerstwa. Po prostu jest granica między wiedzą źródłową a interpretacją źródła. Tworząc Muzeum Harcerstwa nie chcemy ograniczać dostępu do źródeł ani nie chcemy dokonywać oceny świata, w którym harcerstwo funkcjonowało. Naszym zadaniem jest tworzenie bazy źródłowej wiedzy o ruchu harcerskim w całym stuleciu. Naszą własną opowieścią o historii harcerstwa jest Harcerski Słownik Biograficzny, w którym przedstawiamy historię harcerstwa nie przez chronologię ale przez pokazanie udokumentowanych ludzkich losów. Pragniemy by był on obiektywnym narzędziem pomocnym dla historyków i dlatego obok życiorysu Andrzeja Małkowskiego znajdziemy w nim biogram Jacka Kuronia, który – lepszy czy gorszy – ale też zostawił swój ślad w historii harcerstwa. My tego czasu jednak nie oceniamy – to jest zbiór faktów udokumentowanych, które można wykorzystać do pracy naukowej czy wychowawczej. Na dziś mamy zaplanowane siedem tomów słownika. Trzy tomy, które już się ukazały drukiem zawierają biogramy 300 osób, które przez stulecie wpłynęły na harcerstwo.

 

W jaki sposób pozyskujecie nowe eksponaty?
Średnio przyjmujemy do swoich zbiorów dary od około 80-120 ofiarodawców rocznie. Wiele spośród ofiarowanych pamiątek ma udokumentowane losy, o innych nie zawsze możemy od razu wszystko wiedzieć, dopiero poszukiwania naszych współpracowników pozwalają uzupełnić brakujące dane. Mamy ciekawy przykład losów pewnej harcerskiej pamiątki; podczas zlotu w Spale uczestnicy dostawali maleńkie notesiki w drewnianych okładkach, w których mogli zbierać dedykacje lub autografy. Trafił do nas taki notesik z autografem Olgi Małkowskiej, którego właściciel przewędrował przez Indie, Palestynę, Argentynę, a dziś mieszka w Ohio. Dowiedział się, że jest w Polsce Muzeum Harcerstwa i posłał go przez kogoś, kto jechał do kraju wraz z listem i opowieścią. Zastanawiające jak to musiała być cenna pamiątka, że nie zaginęła przez długi czas wojennej tułaczki. Mamy także ofiarowaną przez prof. Ewę Rzetelską-Feleszko, córkę Aleksandra Kamińskiego kronikę z Indii z 1946 roku pisaną przez dzieci formie listu do Druha Kamyka. Zawiera ona zdjęcia, elementy tamtejszej roślinności. Tina Małkowska, która ją u nas oglądała widząc jeden z ornamentów z kroniki przypomniała sobie, że jest to motyw, który jej mama, która przeszła tamtą drogę, często haftowała na serwetkach. Jest to część przekazanego do zbiorów Muzeum Harcerstwa całego archiwum rodzinnego Aleksandra Kamińskiego.
Pośród ponad 200 posiadanych przez nas sztandarów znajduje się też sztandar z 1916 roku I Amurskiej Drużyny z Władywostoku. Jest on o tyle ciekawy, że orzeł na nim haftowany jest wojłokiem, co jest rzadkością. Właśnie w tym roku udało nam się pozyskać z NIMOZ środki na jego renowację.
Mamy też zespół archiwalny, który został nam podarowany na mocy wyroku sądowego. Osoba, która przyjechała do Polski przywiozła swoje archiwa z Francji, po czym zmarła. Doszło do sporu o spadek, który ostatecznie sąd rozstrzygnął dzieląc składniki spadku. Jako, że strony nie były zainteresowane spuścizną harcerką sąd, który mieści się w Gdańsku przyznał go nam. Oznacza to, że wpisaliśmy się już swoim dorobkiem w świadomość nie tylko ludzi, ale i instytucji.
Dla mnie jednym z wielu dowodów na to, że działamy w dobrym kierunku jest decyzja władz Stowarzyszenia Szarych Szeregów, które uchwałą przekazało do naszych zbiorów swoje archiwum z – jak to mówimy – „inwentarzem żywym” czyli pięcioma archiwistami wolontariuszami. To było bardzo roztropne działanie, bo w ten sposób chronimy nasze dziedzictwo nie pozwalając na jego rozproszenie. Często jest niestety tak, że zbiory przechowywane w domach trafiają po śmierci ich właścicieli prosto na śmietnik.
W ciągu 12 lat istnienia zrealizowaliśmy 29 wystaw w bardzo różnych miejscach; i w muzeach partnerskich, i na ulicach Warszawy, i na Błoniach krakowskich, gdzie na stulecie wystawiliśmy 30–metrową panoramę harcerską. Niekiedy życie stawiało nas też przed bardzo nietypowymi wyzwaniami.

 

Jakie były najdziwniejsze?
Jedną z najdziwniejszych była wystawa o historii poczt harcerskich i towarzyszące jej zajęcia edukacyjne dla osadzonych w zakładzie karnym. Weszliśmy na salę, w której siedziało ok. 60 osób. Pomyślałam sobie wtedy; jak my wypełnimy całą godzinę zajęć by nie znudzić słuchaczy? Po 15 min. oni tu wszyscy będą spać. Muszę przyznać, że na tyle dobrze nam się udało, że tylko jeden pan zasnął, a i to spał tylko chwilami. Po spotkaniu prawie wszyscy do nas podeszli i jeszcze dwie godziny rozmawiali. Podszedł do nas też jeden z osadzonych i powiedział, że na wystawie są karty pocztowe z poczt harcerskich z akcji Bieszczady, której był dawno temu uczestnikiem. Nie mógł się z nami rozstać, na koniec powiedział do mnie: Nie spałem całą noc i dopiero dziś zrozumiałem, co ja zrobiłem z moim życiem. Jego edukatorka powiedziała potem, że odnieśliśmy sukces, bo ona nie potrafiła wydobyć z niego tych słów podczas trzyletniej terapii.

 

Być może udało się wam znaleźć ten pasujący klucz do jego emocji?
Proszę zobaczyć, jak harcerstwo zadziałało w takiej zupełnie oderwanej od naszej codziennej pracy sferze. Dlatego warto to robić.

 

Jak rysuje się przyszłość muzeum?
Będziemy się rozwijać, mam taką nadzieję. Poszerzają nam się zbiory i zakres wykonywanych zadań. Mamy coraz więcej chętnych do uczestniczenia w zajęciach edukacyjnych. Mam nadzieję, że warunki bytowania jakie mamy w muzeum będą się poprawiać, mamy wielu wolontariuszy, pracujemy małymi kroczkami, ale konsekwentnie.
Takim bardzo ciekawym doświadczeniem pokazującym, na ile Muzeum Harcerstwa jest ważne dla innych ludzi było zdarzenie z 2011 roku, kiedy w jednym z domów aukcyjnych w Warszawie pojawiła się kolekcja listów Olgi i Andrzeja Małkowskich z 1916 roku. Listy te zginęły z Cisowego Dworku w 1939 roku, kiedy weszli tam Niemcy, potem ślad po nich zaginął. O tym, że taki zbiór będzie licytowany dowiedzieliśmy się pięć dni przed aukcją, a Muzeum Harcerstwa nie posiadało środków na taką niespodziewaną okoliczność. Na hasło, że potrzebujemy pomocy w krótkim czasie zaczęły napływać z różnych stron darowizny byłych i obecnych harcerskich instruktorek i instruktorów. W najśmielszych oczekiwaniach nie przewidziałabym, jak wiele osób obserwuje nasze działania i im kibicuje. Udało się zgromadzić potrzebne środki dzięki czemu mogliśmy przystąpić do licytacji. Tak się przy tym złożyło, że w dniu, w którym była aukcja, był ślub mojego syna. Na aukcję poszła moja zastępczyni dh Ania Radziejowska Hilchen i na chwilę przed samym ślubem doszła do mnie wiadomość, że kupiliśmy te listy.

Skakałaś przed ołtarzem?
Mam takie zdjęcie, jak z jednej strony idą młodzi z orszakiem weselnym, a ja w kącie kościoła piszę smsy. Po tym zabrali mi telefon i się skończyło smsowanie. Ale wcześniej, jeszcze w piątek zadzwonił do mnie pewien człowiek. Przedstawił się jako właściciel bardzo znanej, rozpoznawalnej firmy. Powiedział, że razem z żoną wpłacili na konto muzeum pewną kwotę, oboje są harcerzami. Po czym dodał: I proszę kupić te listy. Obojętnie, ile państwo wylicytujecie, a będziecie mieć mniejszą kwotę, ja pokryję każdą różnicę. Nie było to na szczęście konieczne, zebrane w ciągu tych kilku dni środki wystarczyły ale jesteśmy wdzięczni za jego deklarację.
Dla nas wszystkich tutaj, a pracuje nas na stałe 34 osoby, to było potwierdzenie tego, że jesteśmy potrzebni w tym, co robimy i jak to robimy. To jest chyba najlepszą odpowiedzią na pierwsze zadane mi pytanie: czy i komu to muzeum jest potrzebne. To jest właśnie moja odpowiedź.

Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała Krystyna Olszewska